Łukasz Kamiński – wiceprezes Jezioraka Iława ds. piłki ręcznej opowiedział, jak zaczęła się jego przygoda ze szczypiorniakiem, wspomniał również o swoich pozostałych zainteresowaniach i marzeniach zawodowych, a także zdradził kilka faktów o pracy z reprezentacją Polski.
Kamila Helwak: Co było najpierw: fizjoterapia czy piłka ręczna?
Łukasz Kamiński: Chodziłem do klasy sportowej w szkole podstawowej. To były takie czasy, że dzieci uczono wszystkiego. Głównie to była lekkoatletyka, jednak graliśmy również w piłkę ręczną. Potem na studiach miałem lekcje z trenerem piłki ręcznej. Siłą rzeczy również mieliśmy zajęcia z handballu. Potem długo, długo nic aż do roku 2015. Wtedy powstał nasz klub i kolega namówił mnie do przyjścia na trening. Nie żałuję! Rehabilitacja to rok 2005 i początek studiów.
KH: Od kiedy działasz jako zarządca siłowni Frick Gym? W zasadzie jest to nie tylko siłownia, ale istnieje też możliwość rehabilitacji. Proszę o tym opowiedzieć.
ŁK: Firma F.R.I.C.K. GYM została założona 15 maja 2012 roku. Teraz najbardziej skupiam się na rehabilitacji ze względu na czasy pandemiczne. Siłownią opiekuje się ktoś inny – niestety nie może sprawnie działać ze względu na covid. Na braki pacjentów nie narzekamy, zwłaszcza teraz, gdy szczególnie potrzebują naszej pomocy.
KH: Jak to się zaczęło, że zostałeś fizjoterapeutą piłkarzy ręcznych reprezentacji Polski? Kto zaprosił Cię do współpracy? Czy celowałeś właśnie w tym kierunku, czy skupienie było jednak na „tradycyjnej” fizjoterapii?
ŁK: Dowiedziałem się, że zwalnia się miejsce na stanowisku fizjoterapeuty w kadrze B. Udało mi się spotkać i porozmawiać z obecnym selekcjonerem Kadry A – Patrykiem Romblem. Złożyłem swoje CV, certyfikaty, itd. No i się udało! Już pierwszego dnia studiów postawiłem sobie cel, żeby kiedyś pracować w jednej z trzech kadr: piłki ręcznej, nożnej lub siatkówki. No i powtórzę, że się udało, choć może jeszcze nie do końca, bo to kadra B, lecz zgrupowania mamy z kadrą A. Jemy razem, trenujemy razem, zawsze mamy jeden pokój do rehabilitacji i wielokrotnie jest tak, że np. któryś z chłopaków jest zajęty, a przyjdzie zawodnik kadry A, to wtedy ja go przejmuję.
Następnym moim marzeniem zawodowym jest wyjazd na Olimpiadę. Mam wielką przyjemność współpracować w kadrze z Jerzym Buczakiem, który pracuje tam od ponad 30 lat. Lubię słuchać wszystkich ciekawostek z przeszłości, jak nasza kadra była jedną z najlepszych na świecie (jestem przekonany, że niedługo znowu taka będzie) i m.in. jak to jest, gdy jedzie się na Olimpiadę. To podobno najlepsze uczucie, którego może doznać sportowiec i członek sztabu. Zawsze chciałem pracować ze sportowcami, jednak praca (przepraszam za wyrażenie) ze ,,zwykłym” człowiekiem nie powinna dużo odbiegać od pracy ze sportowcem. Każdy kiedyś chce kopnąć piłkę, pobiegać, popływać w jeziorze i każdy chce być sprawny.
KH: Czy fizjoterapia jest zawodem wymagającym? Zajmuje on większość życia, czy udaje się to pogodzić z codziennością? Czy jako fizjoterapeuta reprezentacji często udajesz się z nią na wyjazdy? Jak to wygląda?
ŁK: Staram się nie zabierać pracy do domu. W dużej mierze jak postawimy dobrze diagnozę i ustalimy prawidłowy tok rekonwalescencji, a w większości przypadków tak jest, to jestem spokojny. Jednak czasem nie jest tak kolorowo i pracując z pacjentem nie ma efektu. Codziennie zadaję pytanie: „I jak dziś?”. Jeżeli słyszę odpowiedź „lepiej”, to jestem zadowolony, jak usłyszę: „gorzej”, to też jestem zadowolony, bo to znaczy, że jesteśmy w dobrym miejscu i tylko trzeba coś trochę zmienić. Najgorsza odpowiedź dla mnie to „bez zmian”. Wtedy potrafię rano leżeć w łóżku i myśleć co tu zmienić, żeby było inaczej…? Każda taka sytuacja to dla mnie porażka, a ja nienawidzę przegrywać! Taka praca zajmuje dużo czasu, bo cały czas trzeba jeździć i się szkolić, poznawać nowe metody. Kosztuje to dużo pracy i też nie jest to tanie. Jednak inwestycja w swoją wiedzę, to dobra inwestycja.
Zdarzają się wyjazdy z kadrą. Nie ukrywam, że po cichu liczyłem, że może uda się pojechać na mistrzostwa do Egiptu do pomocy przy Kadrze A. Niestety nie udało się, ale może kiedyś…
KH: Jesteś v-ce prezesem Jezioraka ds. piłki ręcznej, a czy zastanawiałeś się kiedyś nad trenowaniem drużyny?
ŁK: Nie, nie i tak mam już za dużo obowiązków na głowie. A zresztą nie mam takiej wiedzy i doświadczenia, żeby prowadzić drużynę w 2. lidze. Chociaż na kadrze bardzo dużo podpatruję i sporo się uczę.
KH: Jak obecnie wygląda Twoja sytuacja z piłą ręczną? Czy startujesz jeszcze w rozgrywkach?
ŁK: Tak, nadal trenuję i daje mi to motywację, żeby robić coś dla swojego zdrowia. Lubię ten klimat, mamy tak fajną ekipę, że aż chce się iść na trening!
KH: Fizjoterapia, piłka ręczna od razu kojarzy się ze sportem. Czy jest coś jeszcze w tej kategorii, czym się zajmujesz?
ŁK: Jak mówiłem wcześniej, zawsze chciałem pracować ze sportowcami. Jednak praca z niesportowcami również mi daje dużo pozytywnych wrażeń i energii. U nas zazwyczaj jest wesoło i jak ktoś ma poczucie humoru to jest kupa śmiechu.
KH: W sierpniu 2015 roku iławski szczypiorniak został ponownie postawiony na nogi. Wtedy zespół zaczynał od 3. ligi. Jakie odczucia towarzyszyły tamtemu wydarzeniu i jak przebiegała odbudowa sekcji właściwie od zera?
ŁK: Piłka ręczna niestety zawsze będzie przegrywała z piłką nożną. Zawsze na treningach będzie mniej dzieci, na trybunach mniej kibiców. Dlatego przestaliśmy porównywać się do piłki nożnej. Jak to się zwykle robi w Iławie – robimy swoje. Dobrze, że chłopaki się zebrali i reaktywowali sekcje. Teraz tylko trzeba się rozwijać i iść do przodu.
Każdy sukces, każdy pozyskany sponsor, każda pozyskana osoba do tworzenia naszej sekcji, to powód do radości. Niestety mamy czasy jakie mamy – większość by od nas tylko wymagała zamiast pomóc. Jednak na szczęście jest jeszcze sporo osób, które pomagają, za co chcę podziękować wszystkim, którzy w nas wierzą, szczególnie sponsorom, kibicom i działaczom.
KH: Jesienią 2020 roku przed startem ligi do zespołu dołączył trener z Kwidzyna. W jaki sposób udało się go przekonać – tak znanego i cenionego człowieka. Czym został przekonany do objęcia posady trenera Jezioraka?
ŁK: Trener Marek Woronowicz początkowo przyjeżdżał do nas tylko na mecze, gdyż Grzegorz Baliński, który nas trenował nie miał jeszcze uprawnień. Potem Pan Marek, przyjeżdżał do mnie na rehabilitację. Dużo rozmawialiśmy. Przed tym sezonem sprawy się trochę skomplikowały, gdyż powstała nowa drużyna w Morągu i kilku chłopaków chciało tam odejść. Dużo nie brakowało, żebyśmy nie wystartowali w tym roku. Wtedy trzeba było podjąć decyzję o zatrudnieniu trenera Woronowicza, który zagwarantował nam też kliku zawodników z Kwidzyna. Do tego trenują z nami już niektórzy wychowankowie z juniora młodszego i jakoś udało się to posklejać. Dodatkowo trener Woronowicz to klasa sama w sobie i jest to zaszczyt mieć takiego człowieka na pokładzie.
KH: Jak na prawie 5 lat istnienia drużyny, gra w 2. lidze, to dobry wynik… Zadowolenie czy niedosyt?
ŁK: Może i dobry, ale ja wiem, że Iławę stać na 1. ligę oraz na poukładany system szkolenia. Jednak na to trzeba czasu i niestety nakładów finansowych. Mam nadzieję, że kiedyś się to uda!
KH: 30 stycznia startuje runda rewanżowa 2. ligi pomorskiej. Obecnie drużyna Jezioraka znajduje się na 6. miejscu w tabeli. Na początek rozgrywek ligowych czekają nas 2 wyjazdy, jeśli miałbyś się pokusić o prognozę na start rundy, to…?
ŁK: Nie prognozujmy! Jedziemy do Kwidzyna i Tczewa, a jaki będzie wynik? Zobaczymy! Myślę, że w rundzie rewanżowej będziemy mocniejsi!
KH: Nie ukrywając, sezon 2020/2021 nie zaczął się dla nas najlepiej. Pierwszy trzy spotkania przegrane, dopiero od czwartego nastąpiła poprawa. Czego zabrakło i dlaczego początek był tak trudny?
ŁK: Nowy trener, nowi zawodnicy, brak zgrania. Myślę, że tyle. Z każdym meczem było coraz lepiej i mam nadzieję, że dalej będziemy na fali wznoszącej!
KH: Oby rok 2021 był lepszy niż poprzedni – tego życzę wszystkim. Dziękuję za rozmowę!
ŁK: Dziękuję.